Pocałowała go, wyglądało to, jak parodja czułości. A jednak było to szczerze pomyślaną czułością. Uczynił ją ambitną; i na jego cześć pragnęła nauki greckiego zamiast łaciny, gdyż było to trudniejsze. Pragnienie jej było wyznaniem miłości — antycypowanem wyznaniem miłości, do której się chciała zmusić.
Bardzo trudnem wydawało się jej przecież kochać swego starego Unratka. Greka nie była trudniejsza. Jakby chciała wziąć go w posiadanie, muskała stale palcami zarys jego drewnianej maski, ruchliwe szczęki, kanciaste jamy, z których kącików zerkały jego oczy, jadowicie ku wszystkim innym, a ku niej z dziecięcą usłużnością. Napawało ją to współczuciem i niejaką czułością. Ruchy jego i jego słowa, bezradny komizm jednych i rozwlekła głębia drugich: wszystko wzruszało ją. Także o szacunku, na jaki zasługiwał, przypominała sobie często. Ale dalej nie zaszła.
Aby naprawić niepowodzenie swego uczucia, kilka razy skupiła umysł przy lekcji greckiego. Unrat czerwienił się i drżąc z rozkoszy zmierzał ku partykułom. Gdy otworzył Homera i po raz pierwszy usłyszał, jak przeczytała μςν... δς νυν — gdy te ukochane dźwięki rzeczywiście padły oto z kolorowej twarzy artystki Fröhlich i jej wdzięcznie umalowanych warg: serce jego zabiło. Musiał odłożyć książkę i skupić się. Oddech jego był jeszcze w wielkim niepokoju; ujął na stole małą, miękką i zawsze nieco dłoń artystki Fröhlich i rzekł, że nie jest skłonny rozstawać się z nią na jedną choćby godzinę pozostałego mu jeszcze życia. Pragnie ją poślubić.
Początkowo przeciągnęła usta do płaczu. Potem uśmiechnęła się wzruszona i oparła policzek na jego ramieniu, kołysząc się na niem. Kołysanie to stało
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/203
Ta strona została przepisana.