nego wieczora odkryła na przedstawieniu w występującej kucharce dawną znajomą.
— Jak Bóg w niebie, to przecież Jadwiga Pielemann, że też ją wogóle przyjęli, przecież ona nic nie umie.
I przytoczyła natychmiast mnóstwo szczegółów z życia byłej koleżanki. A na zakończenie:
— Ty, ona musi do nas przyjść.
Panna Pielemann przyszła, a artystka Fröhlich, chcąc ją olśnić, wydawała dla niej małe eleganckie śniadanka i obiady. Teraz dwie damy zamiast jednej wylegiwały się na meblach, paliły i przypominały sobie wzajemnie omówione już przeżycia. Unrat przyglądał się z nieczystem sumieniem, jak się nudziły. Czuł obowiązek interwencji, a jednak pozostawał bezradny, utrapiony jak zawsze tajemnemi troskami. Ilekroć dzwoniono, zrywał się z krzesła i szybko biegł do drzwi wejściowych. Damy zwróciły uwagę, że nie pozwalał nigdy służącej otwierać drzwi.
— Albo, — rzekła artystka Fröhlich, — chce mi zrobić niespodziankę, albo oszukuje mię. Mój stary Unrat to wogóle cwany lis!
Pewnego dnia nadszedł list z Hamburga, od dwóch przyjaciół. Chcieli przedsięwziąć podróż jesienną, okrętem na wybrzeże hiszpańskie i aż do Tunisu. Prosili, aby Unrat z żoną zabrali się z nimi.
— No więc! — rzekła artystka Fröhlich. — To przynajmniej coś, Pojedziemy do dzikich. Musisz się zabrać z nami, Pielemannka, wyrób sobie urlop. Uszminkujemy się wszyscy na bronzowo, wdziejemy prześcieradła, a ja włożę diadem, który mam jeszcze z czasów, kiedy byłam artystką.
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/211
Ta strona została przepisana.