Panna Pielemann była zjednana. Unrata nie pytano. Dziwiono się tylko, że okazywał tak mało zapału. Powstrzymywał się z tem, aż panna Pielemann odeszła; potem doszło wreszcie do wyzwalających wyznań. Nie było już pieniędzy.
— To niemożliwe! Profesor musi przecież mieć pieniądze! — zawołała artystka.
Unrat uśmiechnął się zmieszany. Posiadał też trzydzieści tysięcy marek oszczędności. Rozeszły się; urządzenie, toalety, rozrywki. Wydatki bieżące nie dotrzymywały kroku pensji Unrata; wyprzedzały ją znacznie. Unrat powyciągał listy z napomnieniami, które odbierał przy drzwiach, od najrozmaitszych dostawców, restauratorów, krawcowych. Z upokorzeniem i nienawiścią opowiadał o podstępach, których się musiał nauczyć, aby powstrzymać zjawienie się komornika: już nie na długo.
Artystka Fröhlich była przerażona i skruszona. Oczywiście nie miała nic złego na myśli. Ale teraz skończyło się, niech sobie ci dwaj faceci jadą sami do dzikich. Dzisiaj na obiad będzie tylko rosołowe mięso, chociaż coprawda gęś jest już na rożnie; a na kolację serdelki, i będzie się ona znowu uczyła greckiego, gdyż to jest przecież najtańsze. Unrat był wzruszony, zapewniał, że zna — owszem więc tedy — swój obowiązek, aby dostarczać artystce Fröhlich wszystkiego, co jej jest potrzebne.
— Ach tak, — rzekła artystka, — chrabąszczowe pantofle za sześćdziesiąt marek.
Natychmiast doniosła pannie Pielemann piśmiennie:
„Nie mamy pieniędzy“.
Okoliczność ta w każdym razie wprowadziła ruch w jej życie.
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/212
Ta strona została przepisana.