Panna Pielemann zadecydowała, że Unrat musi udzielać lekcyj.
— Gdyby tylko mąż mój nie był tu tak okropnie nielubiany, — wtrąciła artystka Fröhlich.
Panna Pielemann, dumna, że może wyświadczyć usługę:
— Przyślę mu swojego przyjaciela. Może go trochę obskubać, ja przymknę na to jedno oko.
— Lorenzena, handlarza win? Tylko zdaleka, to były uczeń Unrata, już mi nim nadokuczał. Ciebie toleruje, powiada, ale twój przyjaciel niechaj się w naszym domu nie pokazuje... A gdybym go nawet przekabaciła, Lorenzen będzie się miał na baczności i nie poleci mu w łapy.
— Za mało mnie znasz, — odpowiedziała panna Pielemann, — Postawię kwestję votum zaufania, albo albo.
Zakomunikowano Unratowi, że handlarz win Lorenzen musi się uczyć greckiego, gdyż sprzedaje greckie wina, a Unrat ma mu udzielać lekcyj. Unrat popadł początkowo w żywy niepokój, ale nie wypowiedział sprzeciwu. Z podnieceniem i podstępnym uśmiechem mówił o licznych wykroczeniach i próbach oporu ze strony ucznia Lorenzena, o okazjach, przy których Lorenzen nadawał mu jego przezwisko, przyczem Unrat nigdy nie mógł go „złapać“.
— Aj, aj, — dodał, — nic jeszcze nie jest stracone.
Potem:
— Przypominasz sobie zapewne, moja droga, ową wrzawę, która panowała przy naszym ślubie, ową gromadę, która towarzyszyła naszemu powozowi...
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/213
Ta strona została przepisana.