Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/214

Ta strona została przepisana.

— Tak, tak. daj pokój, — rzekła artystka Fröhlich, gdyż wspomnienie tych wydarzeń w obecności panny Pielemann zawstydzało ją.
Unrat, nie pozwalając sobie przerwać:
— ...tę hałastrę, która przed urzędem stanu cywilnego — ciągle znowu raz poraź — krzyczała i zajmowała się sprawami pobocznemi, a szczególnie ten żwir, który przy wsiadaniu poplamił twoją atłasową suknię. No więc! Jest faktem niewzruszonym, że wmieszany w tłum młodzieńczych przestępców i wykrzykując moje przezwisko w powietrze, także uczeń Lorenzen okrył się wówczas hańbą!
— Już ja mu to kiedy dam do zrozumienia! — oświadczyła panna Pielemann.
— Niestety nie mogłem go złapać, — ciągnął Unrat. — Nie zdołałem dowieść mu tego. Ale teraz ma się uczyć greki. Wielu było takich, których nie mogłem złapać. Oby się wszyscy uczyli greki!
Poczem Lorenzen zjawił się i został potraktowany łagodnie. Przy każdym brakującym zeszycie lub ołówku Unrat przywoływał artystkę Fröhlich i wciągał ją w rozmowę. Najpierw musiała produkować uczniowi Lorenzenowi swoje wiadomości z greckiego, potem rozmowa schodziła na sprawy bieżące. Uczeń Lorenzen zjawił się z pretensjami do wyższości i ironji. Zrezygnował z nich rychło, gdy ujrzał, że artystka Fröhlich z tak swobodnym i umiarkowanym wdziękiem porusza się pośród swych mebli w mieszczańskim stylu; gdy się przekonał, że ubrana jest lepiej, niż jego własna żona, która w teatrze oburzała się zawsze na artystkę Fröhlich; gdy sobie uświadomił, że lekka szminka, nalot żargonu ulicznego i kilka szczypt komedjanctwa zaprawiały prostotę życia rodzinnego charakterystycznym posma-