wać dobitnie, jak nierozsądnem byłoby robić wrzawę. Uważa on zebranie za nieczyste? Niechaj się lepiej pierw przyjrzy jego składowi. Nie wie zapewne, kim jest ten szpakowaty pan przy stoliku gry tuż pod oknem? To jest właśnie konsul Breetpoot. A kto to tam zwraca się do Hübbenetta, marszcząc brew? Nikt inny, jak radca policyjny Flad. Czy Hübbenett spodziewa się istotnie pomyślnych rezultatów przy atakowaniu istniejącego stanu rzeczy, w którym zainteresowani są tacy panowie?
Hübbenett nie spodziewał się ich: widać to było po nim. Wygłosił jeszcze wprawdzie kilka katońskich zdań, ale gasnącym głosem; poczem rozpoczął odwrót. Nikt już więcej nie zwracał na niego uwagi. Tylko Unrat, promieniejąc zwycięstwem, pomknął za nim szybko, zaproponował koledze coś do orzeźwienia się, a gdy nauczyciel wzruszeniem ramion zaznaczył dzielącą ich przepaść moralną, zawołał za nim serdecznie, że dom jego jest stale otwarty dla Hübbenetta ojca i syna.
Potem nadszedł znowu okres kąpielowy. Tym razem cały rok orkan świata hulaszczego mknął w świcie Unratów po małej miejscowości nadmorskiej. Unratowie wynajęli umeblowaną willę. Pokornie skromne kanapki pokryli haftowanemi jedwabnemi kołdrami japońskiemi, stół przed niemi obarczyli ruletką, do szklanek z napisem: „Pozdrowienia z wybrzeża“[1] lali szampana. Nowy „hufiec Unratów” grał po całych nocach i oddawał się wszelkim wybrykom, potem udawał się na plażę, aby się
- ↑ W oryginale gra słów: „Gruss von der Wasserkante“.