Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/223

Ta strona została przepisana.

przyglądać wschodowi słońca; albo jeśli to była niedziela, jadł śniadanie pod dźwięk chorału porannego kapeli uzdrowiskowej. Inne noce spędzano poza domem. Mocą powagi, jakiej zażywali jej zdolni do płacenia towarzysze, wymuszała artystka Fröhlich to, że restauracja na plaży i kawiarnia, które dawno były już zamknięte, otwierały się przed nią o wszelkiej dowolnej porze.
Była niewyczerpana. Dzień i noc ciągnęła sforę swoich wielbicieli we wszystkich kierunkach, jednemu rzucała laskę do aportowania w jedną stronę, drugiemu z innej strony zachęcającą kość: wszystko to pod przebiegłem mruganiem Unrata, który zacierał ręce. Każdego chciała wystawiać na próbę. Jednemu — był to różowy, tłusty człowiek — rozkazała, aby natychmiast po obiedzie — obejmował on sześć dań — popłynął ku ławicy.
— Człowieku, szlak pana przecież trafi, — rzekł ktoś trzeźwiejszy.
A artystka Fröhlich:
— Kogo ma tutaj szlak trafić, tego ja wogóle nie mogę potrzebować, ten niech się każę wypchać. Jak myślisz, Unratku?
— Ej że, owszem, — rzekł Unrat, — ten się może wypchać.
Dodał:
— Uczeń Jakobi zawsze wszak zręczny był w ćwiczeniach cielesnych. Nawet po opuszczeniu szkoły wdrapał się przez mur dziedzińca, aby do okna klasy na parterze, gdzie prowadziłem właśnie lekcję, skierować za pośrednictwem węża gumowego zapach skwaśniałego mleka owczego. Przez szereg dni niepodobna było powietrza w klasie oczyścić