tylko poprzez pełne męki przepaści. Artystka Fröhlich odczuwała coś z tego; i teraz ona była pocieszycielką. Powiedziała:
— Nic się przecież nie stało, Unratku. Najważniejsze, że z tym człowiekiem koniec. To przecież z tego zyskujesz.
Musiała westchnąć; gdyż jeśli cofnęła się myślą o kilka godzin, musiała się uważać za bardzo niewdzięczną wobec biednego Richtera. Coprawda, jak się to właściwie stało? Był przecież ładnym, żwawym chłopakiem, lecz gdyby nie Knust, którego chciała rozgniewać, nicby z tego nigdy nie wyszło, Ale teraz już po szkodzie. Z Unratem było przecież coś zupełnie innego. Czasem się człowiekowi w głowie kręciło. Jak on teraz znowu siedział!
— No, my dwoje, — rzekła i wyciągnęła rękę.
Ujął ją wprawdzie, ale rzekł:
— Pośród wszystkich rzeczy jedno jest pewne: że człowiek, któremu udało się wedrzeć na najjaśniejsze szczyty — że taki człowiek obznajmiony też jest z najbardziej nieprzebytemi przepaściami.
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/229
Ta strona została przepisana.