ruchomym wzrokiem spoglądały przed siebie. Życzliwie oceniał stan człowieka pijanego do nieprzytomności, zgranego do nitki darzył życzeniami o niezgłębionem szyderstwie, uśmiechał się przelotnie, gdy jakąś parkę miłosną schwytano na gorącym uczynku; a najradośniejsze swe chwile przeżywał, gdy ktoś okazał się zdyshonorowanym. Jakiś młodzienic z dobrej rodziny grał fałszywie. Unrat upierał się, aby pozostał. Fale zbożnego oburzenia wznosiły się wysoko, niektórzy oddalili się protestując. W dwa czy trzy wieczory później przyszli znowu, a Unrat, uśmiechając się jadowicie, zaproponował im partję z młodym szulerem.
Inny wypadek rozwinął się bardziej jeszcze dramatycznie. Jednemu z grających zginęła paczka banknotów, którą położył przed sobą. Zrobił krzyk, domagał się, aby zamknięto wyjścia i przeszukano wszystkich obecnych. Większość oparła się temu, lżono się wzajemnie, grożono okradzionemu chłostą i w przeciągu pięciu minut podejrzewano bez wyjątku każdego. Głos Unrata, nie wiedziano jak, niby z grobu zagłuszył tę wrzawę. Oświadczył on, że wymieni tych, którzy mają być zrewidowani; czy goście chcą mu się poddać. Wszyscy byli ciekawi, chcieli się okazać wyżsi ponad wszelkie podejrzenia; wołano „tak“. Wówczas Unrat, wyciągając i cofając szyję, wymienił podporucznika von Gierschke, ucznia Kieselacka i konsula Breetpoota.
— Breetpoot? Breetpoot?
Owszem, Breetpoot. Unrat uparł się przy tem, nie wyjaśniając dalej tego, co wiedział... I Gierschke, oficer? To nic nie znaczy, twierdził Unrat. A podporucznikowi, który bronił się z wściekłością, dał do zrozumienia:
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/234
Ta strona została przepisana.