nerwy prześladowaniem, powątpiewaniem, wyszydzaniem; nietoperze przemykały koło jego kapelusza, i tutaj jeszcze, tutaj jeszcze oczekiwał swego przezwiska.
Jego przezwisko! Teraz nadawał je sobie sam; wdziewał je na siebie niby wieniec zwycięski. Ogranego klepał po ramieniu i mówił:
— Tak, tak, prawdziwe ze mnie ścierwo[1].
Jego noce! Tak one teraz wyglądały. Dom jego był najjaśniejszy w mieście, najpoważniej traktowany, najbrzemienniejszy losem. Ileż trwogi, ile żądzy, ile poddańczości, ile fanatycznego szału samozniszczenia tryskało teraz wokół niego! Wszystko to były ofiary, płonące dla niego! Wszyscy tłoczyli się, aby mu je zapalać, aby mu je sami zapalać. Spędzała ich tu pustka ich mózgów, tępota ludzi niewykształconych humanistycznie, ich głupia ciekawość, ich źle okrywana cnotliwością rozpusta, ich chciwość, chuć, próżność, a nadomiar sto splątanych interesów. Czyż to nie wierzyciele Unrata ściągali tu swoich krewnych przyjaciół, klientów, aby dłużnikowi swemu, Unratowi, pomóc odzyskać pieniądze? Czyż to nie chciwe łupu małżonki, przysyłały tu swoich mężów, aby z latających w powietrzu pieniędzy zgarnęli dla nich ich cząstkę? Inni przychodzili sami. Pod maskami, w karnawale, miały być przyzwoite kobiety. Spostrzeżono nieufne twarze męskie, które szukały żon.
Młode dziewczęta szeptały w domu o późnem wyjściu matek: „do domu pod bramą“. Nuciły półgłosem fragmenty piosenek artystki Fröhlich, Piosenki te krążyły potajemnie po mieście. Tajemnicza zabawa w fanty, podczas której pary kładły się na podłodze
- ↑ Unrat.