swego dziecka. Unrat, że rabuje dla artystki Fröhlich.
Ilekroć przychodził komornik — napróżno przychodził —, panowało zmieszanie, wściekłość i przygnębienie. Jakże go można było znowu przewidzieć? Artystka Fröhlich oddawna już nie orjentowała się w rachunkach i wekslach. Ustawiczna troska Unrata skierowana była na straty innych, nie na zachowanie własnego dobrobytu. Od zgnilizny, jaką siali wszędzie dokoła w stosunkach ludzkich, zarażały się i ich własne stosunki. Oszukani i przyparci do muru przebijali się przez nie, wiedzeni nieokreśloną nadzieją na jakąś nieprawdopodobnie wielką wygraną w grze i na to, że wierzyciele ostatecznie wymrą. Potajemnie czuli wprawdzie, że grunt chwieje im się pod nogami, i porywani starali się jeszcze wyrządzić o ile możliwe najwięcej szkody.
Na Siebenbergstrasse trzeba było przetrwać spotkanie z handlarzem mebli, który twierdził, że z niezapłaconych jeszcze mebli wiele odprzedali dalej, i groził sądem. Unrat zaproponował mu ze zjadliwym uśmiechem, aby się naocznie przekonał. Artystka Fröhlich rzekła:
— Niech pan sobie na to więcej nadziei nie robi. Tacy mądrzy jeszcze jesteśmy, żeby wiedzieć, że z tegoby nic dobrego nie wyszło.
W tej chwili rozległ się obok nich brzęk szabli. Artystka Fröhlich podniosła wzrok i szybko odwróciła go znowu.
Jakiś głos rzekł szorstko:
— Do licha!
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/244
Ta strona została przepisana.