Następnego ranka artystka Fröhlich zastanawiała się długo, co mogłaby mieć do załatwienia w mieście, a gdy jej to przyszło na myśl, wyszła. Zerkała na swoje odbicie w każdem oknie wystawowem; poświęciła na swoją toaletę dwie i pół godziny. W tętnie jej było nieco gorączki oczekiwania. Na początku Siebenbergstrasse, przed księgarnią Redliena przystanęła — nigdy jeszcze nie przystanęła przed księgarnią — schyliła głowę nad wystawą i uczuła w plecach trwożliwe łaskotanie, jakby w następnej chwili ktoś miał ją zaatakować. Wtem odezwano się za jej plecami:
— Szanowna pani? Więc znowu się spotykamy?
Odwracając się, zmusiła się do wdzięcznej powolności ruchów.
— Ach? Pan Lohmann? Jest pan znowu w kraju?
— Nie zasłużę sobie przez to na naganę szanownej pani?
— Skądżeby. Ale gdzież pan podział swojego przyjaciela?
— Czy pani mówi o hrabim Erztumie? Ano, on ma swoje własne drogi... Ale może pójdziemy dalej?
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/248
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY