— Tak? A cóż to on zazwyczaj robi?
— Służy jako aspirant oficerski. Chwilowo jest tutaj na urlopie.
— Ach nie, co też pan powiada. Czy jest jeszcze taki miły, jak dawniej?
Że też Lohmann ani na chwilę nie tracił zwykłego spokoju, chociaż wypytywała go ciągle tylko o jego przyjaciela. Miała nawet wrażenie, jakby sobie pokpiwał. I wówczas w Błękitnym Aniele najczęściej miewała w stosunku do Lohmanna to wrażenie, poza tem wobec nikogo. Zrobiło jej się gorąco. Zaproponował jej, aby weszli do cukierni. Odpowiedziała gniewnie:
— Niech pan idzie sam. Ja muszę pójść dalej.
— Zbyt długo stoimy już na tym rogu, szanowna pani, jak na te bystre małomieszczańskie oczy.
Otworzył przed nią drzwi. Westchnęła i weszła z szelestem. W drodze do bocznego pokoju zatrzymał się nieco poza nią i raz jeszcze zdziwił się, jak korzystnie prezentowała się jej długa talja; jak dobrze była uczesana; z jaką elegancją powłóczyła suknią; co się z niej od tego czasu zrobiło. Potem zamówił czekoladę.
— Stała się tu pani tymczasem znaną osobistością?
— Jakoś tam idzie, — rzekła; i zmieniając temat: — Ale pan? Co pan właściwie porabiał? Gdzie pan siedział?
Opowiedział chętnie. Przebywał trochę w szkole handlowej w Brukseli, a potem w Anglji jako praktykant u pewnego kupca, z którym ojciec jego utrzymywał przyjazne stosunki.
— Napewno się pan wspaniale bawił, — rzekła artystka Fröhlich.
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/249
Ta strona została przepisana.