Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/254

Ta strona została przepisana.

obok domu Breetpootów. Poprostu prowadził elegancką kokotę przez wyzbyte boskości miasto.
Erztuma wołał nie zabierać, Erztum, gdy tylko zobaczył tę poczciwą dziewczynę, natychmiast począł nieprzytomnie pobrząkiwać szablą, a głos jego stał się szorstki. Erztum był zdolny zaraz wyruszyć znowu z ciężkiemi uczuciami. Dla Erztuma wszystko było zawsze teraźniejszością — gdy natomiast Lohmann w pustej przed południem cukierni, u boku artystki Fröhlich, nie popijał ze swojej nieopróżniającej się nigdy szklanki niczego innego, jak mglisty posmak dawnych nastrojów.
— Czy nalać pani trochę konjaku do czekolady? — zapytał.
— To bardzo smaczne.
Potem:
— Ale czegóż się o szanownej pani nie słyszy!
— Jakto? — zapytała czujnie.
— Ano, pani i nasz stary Unrat postawiliście podobno całe miasto na głowie i zgotowaliście wiele złego.
— Ach, to pan ma na myśli. No tak, robi się, co się może. Ludzie bawią się u nas — chociaż nie chcę się sama chwalić jako gospodyni.
— Mówią o tem. Z właściwych pobudek Unrata nikt sobie dobrze sprawy nie zdaje. Ludzie są zdania, że gra jest dla niego środkiem utrzymania. Ja sądzę inaczej. My dwoje, szanowna pani, znamy go przecież lepiej.
Artystka Fröhlich była stropiona i milczała.
— On jest tyranem, który woli zginąć, niżeli ścierpieć jakieś ograniczenie. Szydercze przezwisko — a dociera ono jeszcze w nocy przez purpurowe zasłony jego łóżka aż w jego sen — pokrywa jego skórę sinemi plamami, a żeby się z nich uleczyć, po-