udał się do drzwi sąsiedniego pokoju, aby niemi potrząsnąć. Usłyszał wyraźnie, jak artystka Fröhlich zamknęła się; ale obowiązkiem jego było przekonać się w zupełności, że po odejściu jego nie może się ona dostać w ręce swego morderczego małżonka... Poczem Lohmann opuścił dom.
Minęła godzinka; potem gromada ludzi, przybierająca jeszcze ciągle, nadpłynęła z za rogu. Miasto triumfowało, gdy aresztowanie Unrata zostało postanowione. Nareszcie! Zdjęto z miasta jarzmo jego własnego występku, gdyż usunięto sposobność do niego. Powracając do przytomności, rzucano spojrzenia na trupy dokoła i odkrywano, że to już najwyższy czas. Dlaczego właściwie czekano tak długo.
Wóz z piwem, naładowany wysoko beczułkami, zaniknął już pół ulicy; musiała jeszcze przejechać dorożka; a w niej nadjeżdżali urzędnicy. Owocarka z roku nadbiegła za nimi; pan Dröge, sklepikarz, ciągnął swoją sikawkę gumową.
Przed domem Unrata ciżba wydawała okrzyki.
Wreszcie ukazał się, pomiędzy urzędnikami. Artystka Fröhlich, potargana, wymiętoszona, cała w łzach, drgającej rozpaczy, skrusze i niesłychanem posłuszeństwie, czepiała się go, zawisała na nim, roztapiała się w nim. Została współaresztowana, czego Lohmann nie przewidział. Unrat podniósł ją do zamkniętej karetki, która tonęła w zupełnym mroku za firankami; i z roztargnieniem rozglądał się dokoła wśród wycia. Ktoś w fartuchu skórzanym, woźnica piwiarni, wyciągnął bladą głowę hultajską i zawołał sepleniącym głosem:
— Fura śmieci![1]
- ↑ Unrat.