Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/39

Ta strona została przepisana.

— Panie! Mam co innego do roboty, pańską małpą nie jestem! Przypatrzno się pan drzwiom, co tam są za panem!
A gdy Unrat ogłuszony trwał jeszcze przez chwilę na miejscu, gospodarz począł się gotować do wyjścia z za lady. Unrat szybko otworzył drzwi. Papuga wołała za nim: „Golnąć sobie!“ Marynarze wyli ze śmiechu. Unrat zamknął drzwi.
Szybko skręcił na najbliższym rogu i uszedł z dzielnicy portowej na cichsze ulice. Oceniał wypadek.
— To był błąd. To był — owszem więc tedy — błąd.
Artystkę Fröhlich trzeba było odszukać na innej drodze. Unrat przyglądał się przechodniom pod tym kątem widzenia, czy wiedzą coś o niej. Byli to tragarze, służące, zapalacz latarni, gazeciarka. Z ludem niepodobna się było porozumieć: uczynił to doświadczenie. Ostatnie przeżycie skłaniało go także do ostrożności przy nawiązywaniu rozmowy z nieznajomymi. Rozsądniej było rozejrzeć się za jakąś znajomą już twarzą. Z najbliższego zaułka wynurzyła się właśnie taka twarz; w twarz tę Unrat w zeszłym jeszcze roku ze wściekłą intonacją Wykrzykiwał wiersze łacińskie. Uczeń, który „swego“ nie „przygotował“, był teraz widocznie praktykantem biurowym. Zbliżał się z paczką listów w ręku i wyglądał fircykowato. Unrat skierował się ku niemu, otworzył już usta, czekał tylko na ukłon młodzieńca. Ale ukłon ten nie nastąpił. Były uczeń szyderczo spojrzał profesorowi w oczy i przeszedł tuż obok wzniesionego ramienia Unrata, a na jego blond twarzy uśmiech stał się przeraźliwie szeroki.