Dotarł do Siebenbergstrasse, przebiegł ją już w połowie, gdy nagle opadła hałaśliwie żaluzja na jakiemś oknie wystawowem, a Unrat przystanął zdruzgotany o kilka kroków od tego miejsca. Gdyż żaluzja ta należała do właściciela sklepu z instrumentami muzycznemi, Kellnera, który przy takich sposobnościach sprzedawał bilety. Zdawało się, że Unrat nie dogoni już dzisiaj pary, którą ścigał.
Mimo to nie mógł sobie wyobrazić, że pójdzie teraz do domu i zje kolację. Ogarnęła go gorączka polowania. Udzielił sobie jeszcze kilku minut wolności, wykonał ostatnią drogę okrężną. Koło Rosmarinweg zatrzymał się przejęty przed wydeptanemi schodkami drewnianemi. Wznosiły się one stromo do wąskich drzwi sklepowych z napisem: „Johannes Rindfleisch, majster szewcki“. Wystawy nie było; za szybami dwóch małych okien stały doniczki z kwiatami.
Unrat ubolewał, że opatrzność nie sprowadziła go już wcześniej tutaj, do domu sprawiedliwego i rzetelnego człowieka, herrnhutczyka[1], w którego ustach nie zabrzmiało nigdy obelżywe słowo, który nigdy nie skrzywił się niechętnie i który bez sprzeciwu udzieli mu informacyj o artystce Fröhlich!
Otworzył drzwi. Zabrzmiał dzwonek, a ton jego drgał przyjaźnie. Warsztat, uprzątnięty czysto, spowity był w półmrok. W obramieniu drzwi do sąsiedniego pokoju widać było łagodnie oświetlony obraz rodziny szewca przy wieczerzy. Czeladnik żuł u boku córki pana domu. Małym dzieciom dawała matka kartofli i surowej kiełbasy. Ojciec postawił brzuchatą butlę ciemnego piwa obok lampy, wstał i spojrzał na klienta.
- ↑ Sekta protestancka „Braci Morawskich“.