Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/49

Ta strona została przepisana.

— Niech pan to jeszcze raz powtórzy, panie profesorze. Tak tak taak, tego człowiekowi potrzeba. I o tem wie także nasza gmina braterska.
— Tak, tak, — rzekł Unrat. — Ale mam na myśli odwiedziny wybitnych, wyróżniających się pośród ludzi jednostek.
— O tem i ja myślę, panie profesorze, i myśli też o tem nasza gmina; to też zbiera nas braci jutro wieczorem na modlitwę ze słynnym misjonarzem. Tak, o taak.
Unratowi trudno było przejść do artystki Fröhlich. Zastanawiał się przez chwilę, a nie znajdując drogi okrężnej, poszedł prosto.
— Także w Towarzystwie Ducha Obywatelskiego ukaże się nam niezadługo — ciągle raz poraz — pewna sława. Pewna artystka — słyszał pan pewnie o niej, podobnie jak wszyscy, majstrze.
Rindfleisch milczał, a Unrat czekał niecierpliwie. Był przekonany, że to, czego mu potrzeba, tkwi w tym klęczącym człowieku, trzeba to tylko wydobyć z niego. Artystka Fröhlich figurowała w gazecie, omawiana była w pokoju nauczycielskim, wisiała w oknie u Kellnera. Całe miasto wiedziało o niej, prócz Unrata. Każdy inny miał więcej od Unrata znajomości spraw świeckich i osób: nie zdając sobie z tego sprawy, piastował to przekonanie; i z pełnem zaufaniem zwracał się do szewca herrnhutczyka po informacje o tancerce.
— Tańczy ona, majstrze. Tańczy w Towarzystwie Ducha Obywatelskiego. Ejże, to dopiero ludzie będą się zbiegali.
Rindfleisch skinął głową.
— Ludzie nie wiedzą, panie profesorze, gdzie mają biec, — rzekł głosem stłumionym i znacząco.