nem. Ciągle jeszcze musiał ją odszukać, aby jej „dowieść“ uczniowi Lohmannowi. W walce z tym nędznikiem widział się znowu odrzuconym daleko i dyszał w samotnem podnieceniu.
Nagle rzucił się ku swojej pelerynie i wypadł z domu, Brama zamknięta już była na łańcuch: Unrat szarpał go jak zbieg. Gospodyni złorzeczyła, słyszał, jak się zbliża. W lęku ostatniej minuty wykonał prawidłowy ruch, drzwi otwarły się, znalazł się w ogródku przed domem i na ulicy. Aż do bramy miejskiej na zmianę to biegł kłusem, to szedł przyśpieszonym krokiem; potem pohamował się, ale serce jego biło. Czuł się samotny, jak na zakazanych drogach. Szedł przez opustoszały szereg ulic, przez góry i doliny, ciągle prosto przed siebie. Zaglądał w uliczki i zaułki, zatrzymywał się przed gospodami i z naprężoną nieufnością podnosił wzrok ku oknom, za których zasuniętemi storami zdawał się migotać promień światła. Szedł po ciemnej stronie, na przeciwnym chodniku leżał jasny księżyc. Niebo było rozgwieżdżone, wiatr nie wiał już, a kroki Unrata rozlegały się echem. Przy ratuszu skręcił na rynek i okrążył go pod drzewami. Łuki, wieże, studnie rysowały się otoczonemi gałęźmi sylwetkami na tle gotyckiej nocy księżycowej. Zagadkowe podniecenie ogarnęło Unrata; powtarzał raz poraz:
„Toby przecież owszem... zaprawdę...“ i „Więc tedy naprzód!“
Badał przytem gorliwie każde zoddzielna okno poczty i urzędu policyjnego. Ponieważ uznał za nieprawdopodobne, aby artystka Fröhlich ukrywała się w tych budynkach, powrócił na opuszczoną pierw ulicę. O kilka kroków dalej połyskiwała szeroka szy-
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/54
Ta strona została przepisana.