ba lokalu, w którym wielu kolegów Unrata zbierało się co wieczór na piwo. Na firance zarysowała się czarno nakreślona, o ostrej bródce i poruszająca ustami głowa jednego z nauczycieli, bardzo nikczemnego, który odmawiał Unratowi respektu, gdyż daje on rzekomo powód do rozluźnienia dyscypliny w szkole, i który oburzał się zbożnie na syna Unrata. Unrat przyjrzał się w zadumie temu doktorowi Hubbenettowi: jak on mówił prosto z brody, jak lubił żłopać piwo, jakim był zwyczajnym Michałkiem![1] Unrat nie miał z tymi ludźmi w lokalu nic wspólnego, zupełnie nic; uświadomił to sobie teraz, ku swojej satysfakcji. Siedzieli tam sobie razem i byli w porządku: on zaś wydawał się sobie wątpliwym poniekąd i że tak rzec odtrąconym. A myśl o nich nie była już dla niego złem żądłem. Skinął głową cieniowi nauczyciela, wolno i z lekceważeniem — i poszedł dalej.
Miasto kończyło się znowu. Zawrócił, skierował się na Kaiserstrasse. U konsula Breetpoota musiał być bal; wielki dom był cały oświetlony, nieustannie zajeżdżały powozy. Lokaj i chmara służących wyskakiwali, otwierali drzwiczki, pomagali przy wysiadaniu. Jedwabne suknie szeleściły na progu. Jakaś dama zatrzymała się, z łagodnym uśmiechem wyciągnęła rękę do młodzieńca, który przyszedł pieszo. Unrat poznał w pięknym mężczyźnie w cylindrze młodego nauczyciela Richtera. Słyszał, jak opowiadano, że Richter znajduje się na drodze do bogatego ożenku, z panną z eleganckiej rodziny, do jakiej za-
- ↑ Michel, przezwisko jakie Niemcy sami sobie nadają.