Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/63

Ta strona została przepisana.

— Więc to zatem tedy panna Róża Fröhlich śpiewa nam coś teraz, prawda, poczciwy człowieku?
Ale w tej chwili rozległy się oklaski, gdyż artystka skończyła właśnie piosenkę. Unrat musiał zaczekać, a potem zapytać jeszcze raz.
— Fröhlich? — rzekł mieszczuch. — Hę, skądże ja mam wiedzieć, panie, jak się te wszystkie dziewki nazywają. Tu przecież co krok to taka buda.
Unrat chciał powiedzieć z przyganą, że napisane to jest przed wejściem; — ale w tej chwili fortepian zaczął znowu grać, nieco mniej głośno, i Unrat mógł odróżnić kilka słów, przy których osoba ta unosiła spódnicę i przebiegle a wstydliwie przyciskała ją do policzka.
— Że jestem jeszcze taka maała i taka niewihinna.
Unrat uznał to za głupotę i skojarzył z bezmyślną odpowiedzią, jaką otrzymał od sąsiada. Powstawało w nim przykre uczucie: świadomość, że przeniesiony został do świata, który był zaprzeczeniem jego samego, i wstręt, pochodzący z samej jego głębi, wstręt przed ludźmi, którzy nie brali do ręki nic drukowanego, którzy siedzieli na koncercie i nie czytali programu! Dręczyło go, że mogło tu siedzieć razem kilkaset osób, które nie „uważały“, nie „myślały trzeźwo“, lecz przeciwnie, oszołamiały się i bez wstydu i lęku zajmowały się „pobocznemi sprawami“. Pociągnął mocno ze szklanki. „Gdyby oni wiedzieli, kim jestem“, pomyślał potem, przyczem świadomość własnego dostojeństwa stała się w nim mniej przekorna, bardziej łagodna i nieco mętna — tknięta powiewem tych gorących oparów ludzkich. Świat cofnął się w gęstszą mgłę, pełną niepewnych ruchów... Unrat otarł czoło; miał wrażenie, że owa osoba tam na-