Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/68

Ta strona została przepisana.

— Żeby pan tylko sam nie musiał mieć z nią do czynienia, wygląda mi pan zupełnie na takiego ptaszka. Ja z nią jestem w porządku. Wogóle żal mi pana, panie!
Ale zamiast litości zdradzała coraz wyraźniejszy gniew.
— Chce się pan jeszcze narywać? Jeszcze się pan pierw niedość ośmieszył? Niechno pan idzie na policję, dobrze? Samego pana zaraz zatrzymają. Jakim to tonem ten człowiek się odzywa. Komiczne się to wydaje kobiecie, która przyzwyczajona jest do obcowania z eleganckimi kawalerami. A co pan myśli, gdybym tak wypuściła na pana któregoś z moich znajomych panów oficerów? Przetrzepaliby pana poprostu.
W tej chwili okazywała rzeczywiście wesołą litość.
Podczas jej przemówienia Unrat początkowo starał się jeszcze dojść do słowa. Zwolna jednak gotowe jego myśli, cisnące się już na usta, odepchnięte zostały przez potok jej mowy w głębinę, gdzie je sam zagubił. Znieruchomiał — nie była ona zbiegłym uczniem, który chciał się opierać, a przez całe życie powinien się znajdować pod batem; tacy byli wszyscy w mieście, wszyscy obywatele. Nie, ona była czemś nowem. Ze wszystkiego, co powiedziała od chwili spotkania z nim, dobywał się teraz po czasie duch, który go owiewał; oszołamiający duch. Była ona obcą potęgą, najwidoczniej prawie równouprawnioną. Gdyby zażądała wreszcie odpowiedzi, nie potrafiłby jej dać. Powstało w nim coś innego: sprawiało to wrażenie szacunku.
— Ach, co tam — wogóle, — rzekła artystka lekceważąco, urwała i odwróciła się do niego tyłem.