Pomocnie, tonem upomnienia:
— Przeważnie noszą czapki.
— Kiedy noszą czapki, poznaję ich. Wogóle nie jest się przecież bez doświadczenia.
Podchwycił:
— Nie, bez doświadczenia nie jest pani chyba z pewnością.
Artystka natychmiast przyjęła postawę obronną.
— Jak pan to rozumie, proszę?
— Mam na myśli znajomość ludzi...
Zwrócił do niej płaszczyznę podniesionej dłoni, przerażony i prosząc o pokój.
— Znajomość ludzi mam na myśli. Nie każdy ją posiada; jest ona trudna — i gorzka.
Aby nie stracić jej przychylności, aby się zbliżyć do niej, gdyż potrzebował jej, gdyż napawała go lękiem, wyznawał coś ze swoich myśli, więcej niżeli zazwyczaj ukazywał ludowi.
— I gorzka. Ale poznać ich trzeba zaiste, aby ich uczynić sobie podwładnymi, aby gardząc panować nad nimi.
Zrozumiała.
— Prawda? To sztuka z tej hołoty coś wydobyć!
Przysunęła sobie krzesło.
— Czy pan ma pojęcie o tem życiu. Każdy, kto tu wchodzi, myśli, że się na niego tylko czekało. Wszyscy czegoś chcą, a potem trudno w to uwierzyć, grozi ktoś policją! Pan...
I dotknęła koniuszkiem palca jego kolana.
— ...odrazu z tem wyjeżdża. To coś znaczy.
— Nie chciałem przez to bynajmniej zakwestionować należnego damie szacunku, — wyjaśnił Unrat.
Czuł się nieswojo. Ta pstra osoba mówiła o sprawach, w które nie wnikał ze zwykłą u siebie jasno-
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/75
Ta strona została przepisana.