Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/76

Ta strona została przepisana.

ścią. Poza tem kolana jej znajdowały się już między jego kolanami. Spostrzegła, że była na drodze do utracenia jego sympatji, i zrobiła nagle cichą, rozsądną minę.
— Woli więc już człowiek porzucić całe to błoto i pozostać uczciwym.
Ponieważ nie zaoponował:
— Czy wino smakowało panu? To pańscy uczniowie je postawili. Biorą się mocno do rzeczy, powiadam panu. Jeden jest przy forsie.
Jeszcze raz nalała mu pełny kieliszek. Chcąc mu się przypochlebić dodała:
— Pęknę przecież ze śmiechu, jak te smyki przyjdą później, a pan im wszystko wyżłopie. Cieszę się czasem, gdy ktoś dozna szkody. Powoli człowiek staje się takim.
— Owszem zaprawdę, — wyjąkał Unrat; i z kieliszkiem w ręku zawstydził się, że pił wino Lohmanna. Gdyż uczniem, który za nie zapłacił, był Lohmann. Lohmann był tutaj; uciekł przed innymi. Prawdopodobnie znajdował się jeszcze w pobliżu. Unrat zerkał ku oknu: firanka miała ciągle niekształtny nieco odcisk twarzy. Wiedział, że gdyby skoczył w tę stronę, twarz ta znikłaby. To był Lohmann: Unrat przeczuł to. Lohmann, najgorszy ze wszystkich, Lohmann o nieprzystępnej przekorności, który nie nazywał go nawet jego przezwiskiem: to był ów niewidzialny duch, z którym Unrat walczył. Dwaj pozostali nie byli duchami; i Unrat czuł, że tamci z pewnością nie byliby go doprowadzili aż do tego, aż do tych niezwykłych czynów, które teraz popełniał, i do tego, by siedział w tylnym pokoiku, gdzie czuć było szminką i zbutwiałemi sukniami, u artystki Fröhlich. Ale ze względu na ucznia Lohmanna musiał Unrat