zostać. Gdyby odszedł, Lohmann siedziałby tu znowu, i patrzał w kolorową twarz artystki Fröhlich, która przysunęła swoje krzesło. Na myśl, że jest to na szczęście niemożliwe, Unrat, zanim się spostrzegł, wypił pełny kieliszek. Paliło go mile w kiszkach.
Para tęgich ludzi na sali, dysząc głośno, zakończyła następny numer swego programu. Teraz fortepian zagrał hałaśliwie coś wojowniczego, a dwa głosy zaczęły natychmiast, z przekonywującą mocą, grzmiąc uczciwie z patrjotycznego zapału:
„Stolz weht die Flagge schwarz-weiss-rot
Von unsres Schiffes Mast,
Dem Feinde Weh, der sie bedroht,
Der diese Farben hasst!“[1]
Artystka Fröhlich rzekła:
— To ich popisowy numer, musi pan to sobie obejrzeć.
Ostrożnie uchyliła drzwi, bacząc, aby nie ukazać siebie i Unrata oczom widzów, i między zawiasami pozwoliła Unratowi spojrzeć przez szparę. Ujrzał dwoje tęgich ludzi, jak owinąwszy sobie czarno-białoczerwone sztandary dokoła brzuchów i stojąc na żelaznych prętach kozła gimnastycznego, odważnie wsparci na drągu, rozdziawiali zwycięskie szczęki.
„Alluberall, wo auf dem Meer
Empor ein Mast sich recht,
Da steht die deutsche Flagge sehr
In Achtung und Respekt“.[2]