Artystka Fröhlich westchnęła:
— Zaraz będzie znowu moja kolej, będę musiała wyjść do tej menażerji!
Unrata ogarnął niepokój.
— Więc tedy niech pani zamknie drzwi!
Uczynił to sam.
— Odbiegliśmy od swego tematu. Musi mi pani powiedzieć prawdę o uczniu Lohmannie. Wypieranie się z pani strony może tylko pogorszyć jego sprawę.
— Znowu pan zaczyna? To musi być pański łagodny obłęd.
— Jestem nauczycielem! Uczeń ten ma taki charakter, że zasługuje na najwyższe kary. Niech sobie pani uświadomi swój obowiązek, aby przestępca nie uszedł sprawiedliwości!
— Bożyczku miły! Chce go pan pewnie posiekać na kiełbasę! Jak on się nazywa? Wogóle do nazwisk nie mam pamięci. Jakże on wygląda?
— Jest żółtawy na twarzy; z jednej strony ma szerokie czoło, które marszczy w pewien wyniosły sposób, z drugiej zaś czarne włosy na niemże. Wzrostu średniego, porusza się, że tak rzekę, z niedbałą giętkością, zdradzając już przez to samo rozwiązłość swego charakteru...
Unrat kształtował obraz dłońmi. Nienawiść czyniła go portrecistą.
— I? — zapytała artystka Fröhlich, z dwoma palcami w kąciku ust. Ale poznała już Lohmanna.
— Jest on — owszem zaprawdę — dość wymuskany i uważa za wskazane przez melacholijnie-obojętne zachowanie nadawać swojej elegancji pozór,
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/79
Ta strona została przepisana.