jakoby istniała ona sama przez się, a nie była raczej córą jego zasługującej na pogardę mędrca próżności.
Artystka Fröhlich oświadczyła:
— Wystarczy. Tem nie mogę służyć, żałuję bardzo.
— Przypomnieć sobie! Naprzód!
— Szkoda. Z tem się nic nie zrobi; — i pokazała błazeńską minę.
— Wiem, że był tutaj; mam dowody!
— To może mu pan sam zaciągnąć stryczek i mnie pan do tego nie potrzebuje.
— Mam w kieszeni zeszyt do ćwiczeń tego Lohmanna; gdybym pani takowy okazał, nie wątpię, iż przyznałaby pani natychmiast, że go pani zna... Więc tedy, czy mam go okazać, artystko Fröhlich?
— Djablo jestem ciekawa.
Unrat sięgnął do kieszeni, zaczerwienił się, wyciągnął pustą rękę, zdecydował się jeszcze raz... Przeczytała wiersz Lohmanna, z wysiłkiem, jak dziecko czyta elementarz. Potem zawołała z wybuchem:
— Ale to rzeczywiście nikczemność. „Jeśli cię chwycą kiedy ciąży mdłości”. Ciekawe, kto też pierw zajdzie w ciążę.
I z zadumą:
— Ale taki głupi, jak myślałam, to on nie jest.
— Widzi pani, więc go pani zna!
Ona, szybko bardzo:
— Kto to mówi? Nie, człeczyno, łapania niema.
Unrat spojrzał na nią jadowicie. Nagle tupnął nogą; tyle zatwardziałej kłamliwości wytrąciło go z równowagi. Bez zastanowienia skłamał sam.
— Wiem o tem, widziałem go przecież!
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/80
Ta strona została przepisana.