Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/81

Ta strona została przepisana.

— No to przecież wszystko w porządku! — rzekła artystka swobodnie... — Zresztą teraz chciałabym go bardzo poznać.
Niespodzianie pochyliła biust, leciutkiemi palcami namacała Unrata pod podbródek, w gołe miejsce między kosmykami brody, i wyciągnęła usta w ciup.
— Przedstawi mi go pan, tak?
Ale musiała się roześmiać; Unrat wyglądał, jakby dwa lekkie palce dusiły go.
— Pańscy uczniowie to wogóle zuchy. To pewnie dlatego, że mają takiego zucha nauczyciela.
— A któregoż z tych młodzieńców lubi pani najwięcej? — zapytał Unrat z niezrozumiałem naprężeniem.
Puściła go i bez przejścia przybrała znowu cichą, spokojną minę.
— Kto panu powiedział, że wogóle lubię któregoś z tych głupich chłopaków. Gdyby pan wiedział, u nas — wszystkich tych wietrzników oddałabym chętnie za jednego lepszego mężczyznę w dojrzalszym wieku, któremu nie idzie tylko o zabawę, ale o serce i o coś realnego... Tego mężczyźni nie wiedzą, — dodała z lekkiem ubolewaniem.
Para grubasów powróciła. Kobieta zapytała, zanim jeszcze odsapnęła:
— No, jak się udało?
Fortepian jął się natychmiast następnego numeru.
— Ano, jedźmy w tę przyjemność; — i artystka Fröhlich narzuciła szal na ramiona, przez co stała się jeszcze bardziej kolorowa.
— Chce pan już pewnie iść do domu? — zapytała. — Rozumiem to; raj tu napewno nie jest. Ale