na, jak Róża Fröhlich, aby się czuł podniecony przez nią do miłości. Niełatwo było pomyśleć sobie coś bardziej ironicznego. Układał wiersze, także o niej — no tak. Przedmiot był przecież dla sztuki obojętny. Jeśli sądziła, że to czegoś dowodzi... Udawała obrażoną, on śmiał się jej w twarz, to w niej oczywiście budziło dopiero chrapkę na niego. W istocie nie miał tego zamiaru; był poniekąd daleki od tego, by prosić szansonetkę z Błękitnego Anioła o miłość. Musieli tam być na sali marynarze i subjekci, którzy za kwotę od trzech do dziesięciu marek bywali przez nią uszczęśliwiani...
A może mimo wszystko schlebiało mu to? Czemu zaprzeczać? Bywały chwile, gdy pragnął widzieć tę dziewczynę u swoich stóp, gdy jej pożądał, aby ją upokorzyć, aby pieszczotom jej nadać posmak ponurego występku — i przez ten występek zbrukać własną miłość, w tej żebrzącej na kolanach dziewce poniżyć ją samą, Dorę Breetpoot, a potem paść przed nią i płakać niebiańsko! Przeniknięty temi myślami stanął Lohmann przed oświetlonym domem konsula Breetpoota na Kaiserstrasse i pośród przesuwających się po oknach cieniów wyczekiwał jednego.
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/94
Ta strona została przepisana.