i upadł, wyrzucając nogi wgórę. Prawa jego stopa uderzyła silnie śpiącego na brzegu łodzi chłopca. Pavic zerwał się przerażony: dziecko znikło. Ojciec nie chciał w to wierzyć, tarzając się na kolanach, macał dokoła rękoma w ciemności. Potem wyprężył się sztywno i wydał brutalny krzyk. Marynarz nadbiegł, ściągnął żagle. Powiosłowali razem zpowrotem szukając. Zawiesili latarnie nad burtą; krwawe światła ślizgały się tam i sam po ścianie wodnej, jak zaczerwienione od płaczu oczy, które nic nie znalazły.
Księżna nie powiedziała ani słowa. Pavic poczołgał się pod rozpięty znowu żagiel. Powietrze nocy majowej przynosiło jej jego urywane skargi, i nie wiedziała, od czego przechodzi ją teraz dreszcz, od wiatru czy od jego łkania. Miała na nagich ramionach tylko lekką zarzutkę balową. Morlak, który prowadził barkę, okrył ją swoim szerokim płaszczem. Noc minęła jej w dręczącej senności; za każdym razem w chwili, gdy miała zadrzemać, wzdrygała się nagle.
Raz, kiedy otworzyła oczy, morze przełamało mrok, przez który trzymane było na uwięzi. Niby szary wąż wiło się dokoła niej i chciało ją zdusić. Z cichym okrzykiem bólu odepchnęła od siebie zmorę. Ale przejął ją nowy dreszcz; przypomniała sobie dziecko, czuła, jak płynęło za nią w wodzie i wyciągało ku niej głowę z martwemi oczyma. „Czego ono ode mnie chce?“ myślała. Nagle usłyszała własne słowa: „Wie pan, doktorze, ofiar już od pana nie wymagam44..
„Co za niedorzeczność!“ szepnęła do siebie. „Czyż żądałam od niego, aby pchnął swoje dziecko w wodę?“
Odwróciła się szybko; istotnie, w rozpoczynającej się jasności płynęła za ich łodzią jakaś istota, delfin, chrząkający wesoło, jak Świnia. Nagle, szybki i silny, wyprzedził czółno i pomknął w krąg swoich towarzyszów, igrających dokoła na fali porannej. Z horyzontu, gdzie jeszcze wisiała
Strona:PL H Mann Diana.djvu/103
Ta strona została przepisana.