dobrobyt. Jakbym tańczyła jeszcze w Paryżu i wynalazła sobie nową modę. Czy teraz ma z tego powstać coś trwałego lub zgoła coś tragicznego?“
Broniła się przed swemi myślami, a jednak nieustannie myślała o porzuconych obrazach. Młody pasterz, z niemo połyskującemi oczyma pod niskiem, bladem czołem, stał, skrzyżowawszy ramiona na swoim kiju, pod epicznem niebem, nieruchomy pośrodku wirującego kręgu kóz i owiec. Głowy ich wprawiały w dziwny niepokój, przypominały one mity pogańskie. Młoda kobieta, okryta stwardniałym brudem, który miał ciało jej uchronić przed pożądaniami obcych władców, dawała dziecku nóż do ręki. Uczyła je napadu na chudego psa, który szczerzył zęby.
Księżna mruknęła wśród płonących myśli:
„To było dumne i pełne głębokiego sensu! Jakże to już dawno, jak to widziałam! Drżałam przecież w tej samej miłości, co ci w Benkobaz pod płomiennemi słowami trybuna, i w tej samej nienawiści, co ta staruszka z czaszką swego syna. Czyż mogłam o tem zapomnieć? Ten lud jest silny i piękny!“
W swych skórach koźlich stali, niby ocalałe kolumny z czasów heroicznych, obok stosów czosnku i oliwek, przy olbrzymich brzuchatych krużach z gliny, wśród wielkich, spokojnych zwierząt. Sami byli prawie zwierzęciem — i prawie półbogiem! Zapomniane profile wynurzały się przed nią, proste i ostre nosy, usta o rysach cierpienia, długie, czarne kędziory. Przyglądała się im, jak niegdyś, gdy jako białe dziecko spoglądała ze skał zamku Assy na barki, na których nieznajome istoty przepływały obok niej z pozdrowieniem.
„Ach! Nie są to już dla mnie cienie, jak wtedy! Znam teraz ich głosy, ich zapach, ich tęsknoty, ich krew! Te chude, uroczyste postaci, które wpatrywały się w moje
Strona:PL H Mann Diana.djvu/105
Ta strona została przepisana.