— Ale nie zamierzam bynajmniej zakończyć tutaj życia. Pałac chcę sobie jeszcze zdobyć przez swoją działalność, bogata i wielka ma się stać moja rodzina. Pracuję, a moje dzieci płacą mi za to niewdzięcznością. Syn, który żyje nie wiem jak w Neapolu, przyjeżdża i urządza mi sceny i wyrzuca mi moje interesy. Czyż ja się troszczę o jego sprawy? Zdaje mi się nawet, że daje się utrzymywać przez kobiety!
Wydała nawpół zdławione łkanie.
— I nigdy nie wspiera z tego swoich!
— A pani interesy? — zapytała księżna.
— Ach! Interesy! Przedsięwzięcia! Ruch! Chcę dożyć stu lat! Założę pensjonat, o, nieco elegantszy, niż ten tutaj. Pięćset pokojów, cena z utrzymaniem tylko cztery liry, a przytem arcyelegancko. W ten sposób zabiję wszystkie inne pensjonaty! Wierzy mi pani?
— Zdaje się...
— Haha! Wszystkie inne pensjonaty zabiję! I dożyję stu lat! Brak mi tylko pieniędzy, żeby coś zacząć, a ile nikczemności muszę zwalczyć, aż dostanę pieniędzy! Opowiem pani o swoim interesie z ubezpieczeniem. Takie ubezpieczenie, myślałam sobie, to doskonała rzecz. Ubezpiecza się człowiek bardzo wysoko, potem zastawia polisę i ma pieniądze, żeby założyć pensjonat. Mam już sześćdziesiąt cztery lata, ale wymieniono mi pewne towarzystwo, które w myśl statutu przyjmuje do sześćdziesięciu pięciu. Lekarz tego towarzystwa bada mię, mówię mu jeszcze, żeby napisał w swojem sprawozdaniu: „Ta dama chce dożyć stu lat“, a on pisze to.
— Serdeczne życzenia.
— Dziękuję. Ale teraz następuje nikczemność. Zobaczy pani sama. Vinon, idź i przynieś mi teczkę z korespondencją!
Dziewczyna przyniosła grubo napchany czarny portfel.
Strona:PL H Mann Diana.djvu/143
Ta strona została przepisana.