zamiast z taką damulką! Jakiejbym ja narobiła wrzawy i jakiego życia! Zycie! Ruch! Zaszczułabym ich, tych złodziei moich pieniędzy! Niebo niechby ich zasypało i ziemia pochłonęła! Nie dopuszczę do tego, księżno, żeby się pani uspokoiła! Zamiast pani ja sama skoczę tym rabusiom na kark, będę ich szarpać i wydrę z ich pazurów, co się da. Haha, może pani na mnie polegać, już ja coś dostanę! Już ja...
Nagle wpadł do pokoju Pavic, czerwony i jakby odmłodzony. Zawołał z podnieceniem:
— Coś ważnego, wasza wysokości. Nareszcie panią znajduję. Wielkie szczęście dla nas, pewna nadzieja... Tak, tak, Piselli, skąd pan się tu bierze?
Elegancki młodzieniec podszedł do niego z wyciągniętą ręką. Pavic poznał go na Corso, w jakiejś kawiarni, wśród towarzyszów bezczynnego życia, na jakie on sam był teraz skazany. Przedstawił go księżnej:
— Pan Orfeo Piselli, mój kolega, wybitny adwokat... i także patrjota.
Podczas gdy Piselli kłaniał się wytwornie, Pavic mówił szybko dalej:
— Wracam mianowicie od markiza San Bacco, miałem z nim konferencję, kazał pani powiedzieć oficjalnie, księżno, że gotów jest wkroczyć do Dalmacji z tysiącem garibaldczyków. W powodzenie nie można wątpić. Wszystko przygotowane, ten tysiąc czeka tylko na hasło. Musimy jeszcze tylko nająć okręty, potem można ruszyć. Niech pani przyjmie, księżno, niech pani przyjmie! Tym razem zwycięstwo jest nasze... Sami wypróbowani bohaterowie...
Mówił z tem silniejszym naciskiem, im bardziej niedowierzające stawały się miny jego słuchaczek. Stał jeszcze pod urokiem zapału, jaki przed chwilą dopiero, świeżo jeszcze rzucił na niego rycerski marzyciel. Czuł jeszcze jego
Strona:PL H Mann Diana.djvu/146
Ta strona została przepisana.