za drzwiami śmiechem. Gromada mężczyzn otacza ją zwartem kołem przy każdym jej kroku. Wsadzają ją do powozu. Gdy konie już ruszają, kiwa ona ręką z okna dyszącemu Rustschukowi: — Adieu, domowy Żydzie! — i odjeżdża galopem.
Zamek Assy, w którym podrosła, stał o strzał z luku od wybrzeża w morzu, na dwóch oddzielonych wąskim kanałem rafach. Z tych skał zdawał się wyrastać, szary i kanciasty jak one. Żaden przejezdny nic odróżniłby, gdzie się kończyła skala a zaczynał mur. Ale po spiętrzonych ponuro masach kamiennych sunęło coś białego: mała biała postać tuliła się do najprzedniejszej z czterech wież narożnych. Poruszała się po galerji ostrych raf, wdzięczna i pewna siebie na wąskiej ścieżynie między murem a przepaścią. Żeglarze znali ją, a i dziecko rozpoznawało zdaleka każdego, po jego stroju, po barwie i żaglach jego barki. Człowiek w turbanie, który gładził swą czarną brodę, pochylając się do przodu, — czekała na niego od tygodnia: przyjeżdżał co trzy miesiące, łódź jego tańczyła, wiozła tylko gąbki. Tamten w szarawarach i rogatywce miał żółty żagiel z trzema łatami. Ten zaś, ilekroć się zbliżał, podciągał brunatny płaszcz aż do zawoju: uważał tę białą postać nagórze za „morę“, za czarownicę, która mieszka w pieczarach skalnych i nosi trzewiki z żył ludzkich. Djabeł o wyglądzie motyla wylatuje z niej i wyjada serca z piersi. Violanta dowiedziała się o tem podaniu od jakiejś skłonnej do zwierzeń pokojówki; uśmiechała się zdumiona, gdy spotykała niezrozumiałą istotę, która w to wierzyła. A gdy sirocco z wyciem wzdymał fale aż do jej zwietrzałej, zmoczonej baszty i smagał ziemię przed jej stopami, dziewczynka marzyła niepewnemi, pełnemi pytań obrazami o dalekich obcych losach cieniów, co za zasłoną z piany ciche i wahające prześlizgiwały się obok niej.
Strona:PL H Mann Diana.djvu/15
Ta strona została przepisana.