aby razem wyglądać przez szpary uwodzicielsko czerwonej zasłony, jaką tworzyły latorośle. Pani Blà widziała nadole w ogrodzie krzak, albo może tylko jeden z jego kwiatów, na którym właśnie siedział motyl. Spojrzenie księżnej znajdowało wnet wdali Forum, zagłębiało się tam w sklepienia i wznosiło się po kolumnach, nie doznając lęku ani zawrotu. Wysyłała z niem swoje marzenie, swoje marzenie o wolności i szczęściu ziemskiem. Spowite w togę, uroczyste i nieme, poruszało się ono między owemi pustemi cokołami, ponad owemi nakrapianemi przez mech płytami, na których — czuła to — kroczyło niegdyś, zanim się one zapadły i popękały.
Po wielu takich godzinach, gdy winno-czerwona zasłona marzycielstwa kilka razy rozwarła się przed ich duszami, stały się siostrami i mówiły sobie ty. Księżna myślała teraz, że dawno już chodziła ze swoją Beatryczą ramię w ramię, mianowicie w pobliżu wybrzeża morskiego, w owym małym kościółku, pełnym aniołów, gdzie dwie kobiety w jasnożółtej i bladozielonej sukni szły za chłopcem o złotych kędziorach, w długiej szacie koloru brzoskwini. Godzina, która zawiodła ją wówczas na koniec alei, przed biały dom, pod otwierające się okno i do przyjaznego głosu, godzina owej przelotnej i dziwnie przejmującej nocy księżycowej była prorocza. „Niewątpliwie“, myślała księżna, „Beatrycze jest tą drugą w blasku srebrnej ampli“. Ale nigdy nie mówiła Blà o tem, przez jakiś uśmiechający się wstyd, przez szyderstwo wobec siebie samej i niemal także przez zabobon.
Przyjaźń Blà była łagodna i wonna; subtelny, ruchliwy duch wychodził często niespodzianie z jej serca. W gabinecie jej stał wśród pęków orchidej i róż, wyciosany w czystym marmurze wąskobiodry, uskrzydlony Hermes z cokołu Perseusza Celliniego, ze szczupłą nogą wzniesioną
Strona:PL H Mann Diana.djvu/160
Ta strona została przepisana.