do odlotu. Już na schodach szły księżnej naprzeciw wonie kwiatów. Po pewnym czasie wchodziła codziennie na pięć piętr domu narożnego na Via Sistina. Dobrze się siedziało na wysmukłych meblach, przed jasno lakierowanemi stolikami, gdzie z prostych waz kapały białe i czerwone płatki na otwarte książki. Przez szerokie okno pracowni płynęło morze błękitu. Nadole połyskiwało życie na hiszpańskich schodach.
Piselli także był zawsze. Podsuwał krzesła, troszczył się o herbatę i pieczywo, zabawiając się przytem pochlebczem kołysaniem podniosłych słów.
— Czy nie zechce pan stanąć przy kominku, panie Piselli? — poprosiła księżna, gdy pewnego razu mówił długo o wolności.
— Niech się pan oprze o niego wygodnie i zachowuje zupełnie spokojnie. Jest pan piękny.
— Dziękuję, — rzekł Piselli spokojnie.
Biodra jego były o tyleż węższe od piersi, co u Hermesa poza nim. Piselli stał, przesadnie sprężysty, podobny do boga. Każdy mięsień jego ciała wiedział, że patrzą na niego oczy kobiece. Contessa Blà miała zaróżowione policzki i wilgotne oczy; powiedziała:
— Tak, on przestał mówić. Teraz ty możesz mi powiedzieć, Violanto, o czem myślisz, kiedy wspominasz wolność. Gdyż przy takiem słowie, które wszyscy kochają, każdy myśli sobie to, co mu najmilsze.
Księżna odpowiedziała:
— Ja, Bice, ja myślę o kilku tuzinach pasterzy, chłopów, bandytów, żeglarzy i o chudych, delikatnych ciałach, które wyrastały przed memi oczyma między kamieniami mojej ziemi ojczystej. Były ciemne, sztywne, milczenie ich było dzikie, futra i członki tworzyły jedną jedyną linję z bronzu. Chcę, aby powietrze i kraj stały się tak mocne jak oni: to nazywam wolnością.
Strona:PL H Mann Diana.djvu/161
Ta strona została przepisana.