kopcące gliniane lampki, — tutaj, w powietrzu zgromadzeń pierwszych chrześcijan, był Pavic raz jeszcze bohaterem. W tak dobrem ukryciu folgował wybrykom uczucia i po raz setny umierał z rozpostartemi ramionami, rzężąc na nieistniejącym krzyżu, który wszyscy widzieli. Potem występował znowu na światło, z czerwonemi plamami na twarzy, z niesamowitą odwagą i skłonny do nieokrzesanych żartów: potajemny pijak, który niemal nie pamiętał już, że niegdyś był przy bachanaljach pod błękitnem niebem wspaniałym smakoszem.
W środę opowiadał potem:
— Jak ci ludzie mnie kochają! Ach! Nic tak nie rozgrzewa życia, jak miłość ludu. Mogę powiedzieć, że jestem dla nich półbogiem!
„Półbóg godny płaczu“, pomyślała Blà. Księżna Cucuru parsknęła poprostu.
— A ja znam każdego z nazwiska, pochodzenia i historji! Wszyscy ścigani są za szczere przekonania, jak ja, i jak pani sama, księżno. Jeden kradł.
— Dla mnie? — zapytała księżna.
— Z posłuszeństwa wobec swego ideału. Gdyż pojęcie własności jest dla prostych umysłów nienaturalne. A gdy rewolucja miała wybuchnąć, uważał, że chwila nadeszła i... kradł. Drugi przynosi z sobą lalkę w mundurze generalskim, nadzianą na pal. Kręci ją bardzo szybko dokoła pala, i zanim się można spostrzec, nóż jego tkwi w sercu lalki. Ze wzruszającym zapałem poświęca wszystek wolny czas na to, by ćwiczyć się w tej pewności pchnięcia. Kiedyś zabije on króla Mikołaja...
Vinon Cucuru zachichotała.
— Czyż Mikołaj kręci się ciągle na palu?
Pavic odpowiedział niestropiony:
Strona:PL H Mann Diana.djvu/170
Ta strona została przepisana.