— Księżno... — wyjąkał Pavic. Cucuru po raz drugi straciła rozum.
— Nie rób tego! — prosiła cicho Bla. Natarczywie powtórzył San Bacco:
— Księżno, odprowadzę panią.
— Niech pani idzie, księżno! — rzekła Liljana Cucuru, — i niech pani idzie sama! I ja poszłabym sama!
Zerwała się, z namiętnością myślała o nocy, niebezpieczeństwie i kresie. Być owym człowiekiem, którego zabijają zdaleka, w chwili, gdy się błyska, — uważałaby to za szczęście. Tamburini ciążył jej dokuczliwiej, niż kiedykolwiek. Była wiosna, a soki jego nie dawały mu spokoju. Tragicznie nastrojona w parnem przed burzą powietrzu sirocca, odczuwała Liljana w tej chwili niby śmiertelne występki nikczemność, jaką praktykowała jej matka kosztem księżnej Assy, i rozpustę własnego życia. Zazdrość szarpała ją na widok Blà, która z czystem sumieniem mogła wyciągać do tej kobiety rękę. Jej ręka drżała, a gdyby ją księżna ujęła, możeby Liljana, wyzwolona ze skurczu, łkając z wdzięczności, bez opamiętania uczyniła mnóstwo szkodliwych wyznań.
Ale księżna pożegnała się szybko.
W kilka dni później pojechała na swoją niezwykłą schadzkę. Biła godzina pierwsza, chwila była czarna i dżdżysta. Opuściła powóz przy Piazza Bocca della Verita, na brzegu rzeki, i przeszła pod jedynem sklepieniem zniszczonego mostu, jak pod zatopionym lukiem triumfalnym. Zeszła trzy stopnie wdół, plac był szeroki i pusty, zaniedbany i źle oświetlony. Minęła go ze zdecydowaniem; w chwiejnym plusku swej studni leżał dziwnie głuchy, jak wygnany z życia, we własnem powietrzu, które tłumiło jej kroki. Budynki otaczały go jak bajka nocy, bardzo tajemnicze. Dlaczego świątynia Westy połyskiwała tak smukła i cicha?
Strona:PL H Mann Diana.djvu/173
Ta strona została przepisana.