chwiejąc się na nogach i czkając, ale marmurowo piękny. Kładła go na łóżku, głowę jego układała na swojem łonie i czule, z namaszczeniem strzegła snu swego boga. Światło lampy żółkło i gasło. Słońce padało na zapisane kartki, leżące na stole. Pani Blà obliczała, wyczerpana i zatroskana, ile otrzyma za dzieło tych długich, gorączkowych godzin.
Piselli przeciągał się, zrywał się wypoczęty. W kieszeniach jego brząkała wygrana nocy, wołał wesoło:
— Co za dzień wiosenny! Dzisiaj będę miał znowu szczęście!
Pavic korzystał na koszt Pisellego z niejednego dobrego śniadania, ale korzystał z niego ukryty w tłumie gości, jako bezimienny uczestnik. Na pytanie, kim jest ten tęgi pan w znoszonem ubraniu i czarniawej koszuli, Piselli odpowiadał, że zapomniał nazwiska. Pavic był zatopiony w swoim bólu i nie spostrzegał, jak młodzi dandysi, kiedy go dotknęli, ocierali rękawy chusteczką, albo jak elegancka panienka, której ojciec zamiatał ścieki, z miną obrzydzenia omijała go, wymachując przed twarzą bukietem konwalji.
Pewnego wieczora znajdował się w towarzystwie divy paryskiej Blanki de Coquelicot. Rafael Kalender zdobył ją dla swojej sceny; czciciele jej wydali na jej cześć kolację. Na pomoście płaskich schodów, wiodących do sali jadalnej, znajdowało się wspaniałe zwierciadło, cudownie szlifowane, w rzeźbionej ramie, którą otaczał wieniec szybujących główek. Światło świec i barwy połyskiwały w tem lustrze silniej, niż w rzeczywistości. Było ono niby dom rozkoszy, rozwierający się szeroko, promienny i kuszący: musiało się w nie zajrzeć. Każdy, kto przechodził, zwalniał kroku i tłumił uśmiech zadowolenia; gdyż zwierciadło ukazywało mu tylko to, co lubił w sobie.
Strona:PL H Mann Diana.djvu/187
Ta strona została przepisana.