Trybun zbliżył się do lustra w otoczeniu dwóch panów z klubu. Jeden podziwiał siebie przeważnie z powodu swoich faworytów i wąskich lakierków, drugi z powodu nowego fraka. Pavic poznał to spojrzeniem, które nagle rozjaśniło się jaskrawo.
„Dlaczegóż ja jestem pokryty fałdami, jakbym co noc sypiał na kanapie? Czy moje buciki są dzisiaj czyszczone? Kiedy byłem po raz ostatni u fryzjera?“
— Nie może się oderwać, — powiedziała za nim jakaś pani. Pavic spostrzegł, że się zatrzymał. Podciągnął spodnie, ale osunęły się znowu; i uciekł zaczerwieniony.
Jadł w rozpaczy i milczeniu. Pod koniec wieczerzy Blanka de Coquelicot zachowywała się wobec niego wesoło. Twierdziła, że wnętrze jego kapelusza pokrywa warstwa słoniny. Usiłowała go nawet oczyścić, lejąc doń szampana.
Pavic był bardzo daleki od tych gąsek, które z niego kpiły. Myślał o swojej fotografji, która niegdyś wisiała w oknach wystawowych w Żarze. Kto wie, może wisiała tam jeszcze. Kobiety marzyły jeszcze przed portretem szermerza wolności o szlachetnych kształtach. „A ja siedzę tutaj!“ Nagle przypomniały mu się, z namiętną wyrazistością, perłowo-szare spodnie. Jechał w nich kiedyś triumfalnie na spacer, w powozie księżnej Assy.
Odszedł dopiero, gdy rachunek był zapłacony i gdy mu już nie podawano wina. Potem odwiedził jakąś damską knajpę. Nad ranem dotarł do swego pokoju, który znajdował się na czwartem piętrze odwiedzanego przez podróżujących kupców „hotel meublé“. Uważał się za śmiertelnie zmęczonego, ale gdy mijał żółty kawałek szkła, przed którym się zwykle czesał, począł niespodzianie drżeć z wściekłości. Odwrócił się groźnie do niewidzialnej osoby.
Strona:PL H Mann Diana.djvu/188
Ta strona została przepisana.