głowa bez brody, z przedziałem z prawej strony, dość grube wargi, spojrzenie sceptyczne, wyzywające — ale z rękoma nie wie, co począć.
— Nie przypominam go sobie...
— Bywa w towarzystwie tylko ze względu na samowzgardę, i jest bezczelny, gdyż jest zakłopotany. Musiał cię pocałować w dłoń i powiedzieć jakiś szyderczy żart, rumieniąc się.
— Nic mi nie przychodzi na myśl.
— Ciągle jeszcze nie? Jako pisarz zachowuje się zupełnie tak samo. Zaczął od ironji i lekceważenia, poprostu z obawy, aby się nie dać zranić. Kiedy spostrzegł potem, że każdy cieszył się z pchnięć, które dostał sąsiad, i nikt nie po-ciągał go do odpowiedzialności za jego bezwstyd, uznał się wreszcie rzeczywiście za uprawnionego do pogardzania wszystkimi. Wszyscy są tchórzliwi i przekupieni, tylko on nie. Ale on żyje z tchórzostwa innych i z własnej nieprzedajności.
— Więc czegóż chce ode mnie, jeżeli jest nieprzedajny?
— Zobaczymy. Tak, jest nieprzedajny, i nie powiem nawet, że jest nim z wyrachowania — raczej zapewne z uprzedzenia i z próżności. Gdyby wszyscy byli uczciwi, kradłby. Gdyż musi być inny, to u niego chorobliwe. Tymczasem wychodzi na swojej uczciwości bardzo dobrze. Ilekroć grożą skandale bankowe, wszystkie gazety sprzedają swoje milczenie. Della Pergola użycza sobie przyjemności mówienia. Nakład jego wzrasta o dwadzieścia tysięcy, a wreszcie rząd, aby okazać swoją dobrą wolę, musi mu dać order.
Księżna zamyśliła się.
— Jeśli więc on zapala się do naszej sprawy, to wszyscy inni muszą się do niej odnosić dość chłodno.
— Tego... powinniśmy się obawiać, — rzekła Blà. Księżna oświadczyła:
Strona:PL H Mann Diana.djvu/196
Ta strona została przepisana.