— Propercja, — powtórzyła księżna, — ona, która to stworzyła, — to tam?
Uczuła dreszcz.
Della Pergola skinął głową w stronę Herkulesa.
— Ona sama. Zresztą rzuciła też na to ten snop światła. Każdy kandelabr stoi tam, gdzie ona go postawiła. Jakież pięści ma ta kobieta! Przed trzema dniami powróciła z Petersburga. Co za triumf! Oto ją mamy!
Potężna kobieta wystąpiła naprzód. „Taka jest potężna“, pomyślała księżna Assy, „że głowa z murem czarnych włosów nad niskiem czołem wydaje się o wiele za mała. Czyż i jej Herkules nie ma maleńkiej głowy?“
Młody mężczyzna, blondyn, delikatny i szczupły, zdjął płaszcz z jej ciężkich ramion. Ujęła jego ramię, błyszcząc w purpurowym atłasie.
— Kto to?
— Pan de Mortoeil, paryżanin, jak pani widzi. Przywiozła go z sobą.
— I —?
— Tak. Aby zaś komizm był zupełny, on nie chce o niej słyszeć. Co najwyżej podnieca jego próżność.
— Propercja!
Księżna była zupełnie wstrząśnięta. Jak mogła się wielkość tak zapominać! Propercja była kroczącym, ciężkim złomem marmuru. Silne jej ręce zmagały się z innemi złomami. Myśli musiały stać w tej głowie na marmurowych piedestałach, musiały mieć jędrne charaktery. A wymuskany karzeł ze sceptycznym uśmiechem skrobał na nich jej imię!
Odczuła niechęć do Propercji i gorącą wzgardę, jak do krewnej, która skalała honor rodziny. Wielka artystka przeszła, w towarzystwie pełnych czci grup. Księżna siedziała w miejscu i spoglądała wbok.
Strona:PL H Mann Diana.djvu/201
Ta strona została przepisana.