Gwałtowny sprzeciw wobec biednego uczucia tamtej kobiety wzbudził w niej chęć okazania się bez serca. Powiedziała:
— Propercja jest niekształtna jak jej kolosy, a któż ma te silne dłonie, któreby ją potrafiły ociosać? Chyba nie jej paryżanin.
— Jest bardziej miękka, niż się przypuszcza, — odpowiedział Della Pergola. — Taka gruba dziewczyna.
Niski jego dowcip uraził ją. Mimo to roześmiała się.
— Nareszcie daje się pan poznać. Więc zjawisko Propercji nie wzbudza w panu poezji?
— Nie mam już odwagi... Księżno, pani mię onieśmiela. Byłby to nie pierwszy brak smaku, do jakiego mię pani zwodzi.
I przepuścił między palcami promienie kryształu.
— Jakże pan tego dokonał?
— Może się pani pytać? Pragnienie, aby być przez panią spostrzeżonym, wytrąciło mię z mojej roli. Powróciłem do naturalności.
— Z natury jest pan...
— Łagodny i entuzjastyczny. Pani ciągle jeszcze w to nie wierzy?
Raz na zawsze ujrzała go w postaci, w jakiej odrysowała go contessa Blà.
— Nie.
— Ale wierzy pani, że Propercja jest silniejsza od małego paryżanina? Ona go pokona, on zapomni pod jej ciężarem swoich drwinek, prawda? Otóż, księżno, ja noszę w swoim mózgu małego, dowcipnego paryżanina, trzeźwego, występnego i pozbawionego smaku. Boi się on bardzo, aby się nie narazić na śmieszność, i nie odsłania nigdy miejsc do zaatakowania. Ale oto przychodzi Propercja i ujmuje go i przyciska jego główkę do swoich falujących ramion
Strona:PL H Mann Diana.djvu/202
Ta strona została przepisana.