Strona:PL H Mann Diana.djvu/208

Ta strona została przepisana.

kaprys, kaprys wielkiego pana, na który sobie pozwalani. Ale ofiarować jej to wszystko, zanim ona mi się odda, i bez pewności, że uczyni to kiedykolwiek — tego nie potrafię zrobić.
Gdybyż wiedziała, jak chętnie uczyniłbym to! I to jest męką. Ale gdybym wpadł — tyle dobroduszności uczyniłoby mię na zawsze nieznośnym dla siebie samego!“
Zjawił się u niej z manuskryptem, w którym zajmował się losami Dalmacji na uboczu od wszelkich partyj, jedynie z obowiązku uczciwego człowieka. Kto się mógł z tego śmiać, zgóry zasypany był pogardą.
— Zgoda, niech pan to drukuje.
— Kiedy wasza wysokość rozkaże mi, — rzekł z głębokim ukłonem, — odebrać sobie honorarjum? Artykuł będzie do tego czasu złożony.
— Pozostanie przy tem, co powiedziałam: pierw skutek.
— Upiera się pani przy tem?
— A pan?
— Więc zbytecznem jest mówić o tem na przyszłość?
— Sądzę. Pan jest nieprzedajny.
Przyszedł znowu i prosił o wysłuchanie, już nic jako o zapłatę, ale jako o dar laski.
— Jeśli pan na to nie zasłużył, tem mniej jest pan uprawniony do żądania czegoś zgóry, to znaczy, zanim zobaczę skutki pańskiej działalności.
— Ma pani rację, popełniłem błąd.
I począł na nowo wyjaśniać jej w rzeczowy sposób powody, dla których powinna go szybko zaspokoić.
— Niech pani będzie rozumna. Wiosna mija, martwy sezon będzie panią kosztował znowu pól roku. Następnej zimy można się spodziewać pewnych skandalów, które będą tak dochodowe, że mogą mię skłonić do porzucenia pani sprawy...