Z westchnieniem ulgi weszli do Café Roma. Della Pergola zamówił wyborowe śniadanie i przy serze mógł brać udział we wspomnieniach trybuna. Ochota pochwalenia się walczyła w Pavicu z obawą rozbudzenia żądzy dziennikarza. Kilka kieliszków zielonej Chartreuse zadecydowało, i Pavic począł mięsiście okrągłemi dłońmi rozbierać przed oczyma towarzysza kształty księżnej Assy.
— Uda są cudownie długie i nerwowe. Panie, to delikatne, jędrne ciało! Gdy tylko dotknąć, zaraz czuje się rasę.
— Niech pan sobie nie wyobraża, że wierzę chociaż jednemu słowu pańskiemu, — rzekł Della Pergola zjadliwie i z obojętną miną.
— Ale niech pan opowiada dalej!
— Wątpi pan w to, że posiadałem księżnę Assy? Tak, mój szanowny panie, czy mam panu może opisać kanapę, na której się to stało? Nad poręczą, nieco wystając do przodu, tak że łatwo można było uderzyć o nią głową, wisiała wielka, złota korona książęca. Nie zapomnę jej nigdy. Na wewnętrznym skraju — a w mojem charakterystycznem położeniu, rozumie pan, mogłem zaglądać od dołu — pozłota odpadła nieco. No? Czy takie szczegóły można sobie wymyślić?
— Więc zdobyć ją było bardzo łatwo?
— Łatwo? Co też pan sądzi! Pan, przyjacielu, nigdyby jej nic zdobył. Coprawda ja, ja — to było zupełnie co innego. Takiego człowieka jak ja nie spotkała przecież nigdy jeszcze. Jakąż ja byłem indywidualnością! Wie pan, mnie osnuwa porządny kawał romantyki. Miłość mego ludu otacza mię jak szaniec — ciągle jeszcze, i właśnie szczególnie teraz, gdy jestem nędzny. Ach! Im nędzniejsi jesteśmy wszyscy, tem jesteśmy lepsi. Tem żarliwiej wspólczujemy z sobą wzajem i tem jesteśmy pokorniejsi.
Strona:PL H Mann Diana.djvu/212
Ta strona została przepisana.