Pij, braciszku, pij kieliszeczek, biedna duszo. Nauczysz się jeszcze wierzyć w to.
— A potem oczywiście odprawiła cię, nieszczęśliwcze, — rzekł Della Pergola przez ramię. Wściekła chęć kusiła go, aby obrobić miękki brzuch Pavica pięściami i wyrwać mu tłustą brodę z obwisłych policzków.
„Ona należy do mnie!“ wołał w duchu. „Na moją mękę należy do mnie, gdyż muszę ją teraz niestety poważać. A to zwierzę swojem obmierzłem ciałem dotykało jej cennego ciała!“
Wyobrażenie tego faktu dręczyło go na upale. Karmił swą żądzę coraz to nowemi poufnemi zwierzeniami trybuna.
— No, opowiadaj, jak cię wygnała!
— Nie wygnała mnie, — oświadczył Pavic i przemógł łkanie.
— Była zbyt zła, ta wytwornisia; dlatego odszedłem. Patrz, co ja z niej zrobiłem, a co ona ze mnie. Tchnąłem w nią swego ducha, pod słonecznemi promieniami mojej istoty ona rozkwitła. Czyżby beze mnie została zbawczynią ludu? Ona jest przecież kobietą, słabą istotą, która potrzebuje zapłodnienia przez wolę i myśl mężczyzny. I miała mężczyznę! Ach! Jakim ja byłem mężczyzną! Wierz mi, nigdy jej nie zdobędziesz!
Della Pergola wzdrygnął się.
— Gdyż ona mnie kocha, braciszku, tęskni za mną. Takiego nie znajdzie więcej. Ale zabiła mi moje dziecko, które bardzo kochałem; dlatego ją opuściłem. Niech sobie teraz tęskni, ja już nie wrócę. Nie, niechaj mi Bóg dopomoże, sprzeciwiam się złemu.
Załkał serdecznie i wypił. Dziennikarz obserwował go: „Kupa zjełczałego tłuszczu, nieumyty i zakurzony; ale tkwi w nim jakiś czar, który mię trzyma na uwięzi“.
Podał Pavicowi rękę, twarz jego ściągnęła się przytem z nienawiści.
Strona:PL H Mann Diana.djvu/213
Ta strona została przepisana.