z niej wydusić. Drżała przed dziką zmarszczką między jego brwiami, przed jego zwierzęcym wzrokiem i ciemnoczerwoną, zwisającą wargą. A przytem marzyła, aby móc się załamać pod jego białemi, nerwowemi palcami. Wysmukłego, uskrzydlonego Hermesa z cokołu Perseusza Celliniego, który w gabinecie jej wśród złocieni i orchidej i róż podnosił chudą nogę do wzlotu, zrzucił kiedyś Piselli trzonkiem bicza na podłogę.
„Złamałeś go“, rzekła Bla. „Ty, który tak wierzysz w symbole, czyż nie widzisz, że złamałeś siebie samego? Ach, wściekaj się na mnie! Nie możesz mnie zabić inaczej, jak niwecząc siebie samego!“
A tymczasem talent jej doznawał rozwoju, któremu wszyscy przyglądali się bezradnie. Zamiast chłodnego wdzięku jej dawnych myśli buchał teraz ze wszystkich jej zdań rozpaczliwy duch. Słowa jej porywały z sobą zmysły czytelnika, jakby czuł ramiona kobiety wokół szyi, jakby wierzchołki jej piersi malowały litery na papierze.
— Dlaczego spotykamy się właściwie tak zmienione? — zapytała księżna. Zamyśliła się.
— Bice, dlaczego jesteś nieszczęśliwa? Powiedz mi to.
— Powiedz mi lepiej ty, co cię boli. Ja, wiesz o tem, nie jestem nieszczęśliwa, gdy cierpię. Potrzebne mi jest moje małe męczeństwo. Ale ty, Violanto, tyś żyła tak cicho i bezpiecznie w swojem królestwie marzenia, oddzielonem od ziemi przez winnoczerwoną kotarę liści. Dlaczego wyszłaś stamtąd, kto uniósł zasłonę?
— Czas, Bice. Marzyłam za długo. A potem ktoś wetknął głowę i zawołał mię po imieniu: zdaje się, że to był Della Pergola.
— Tego dokonał? Ale tyś go ukarała, prawda? O, myśli on jeszcze o tem, jak go potraktowałaś. Duch jego odniedawna zubożał nieco, powiadają, że jego nakład maleje.
Strona:PL H Mann Diana.djvu/217
Ta strona została przepisana.