Strona:PL H Mann Diana.djvu/231

Ta strona została przepisana.

Perykles zbliżył się z resztką sera w jednej ręce i plecioną butelką w drugiej.
— Nie pozwolę sobie na jakikolwiek sąd o tych bredniach, które on wam wygaduje dla upiększenia swego lenistwa. Ja się uczyłem tylko malować, a nie mędrkować. Malarze powinni mówić rękoma. Ale jedną rzecz jednakże wam opowiem. Ten uduchowiony młodzieniec przeszachrował wczoraj wszystkie swoje szkice i studja Żydowi, a za uzyskane pieniądze kupił sobie parę lakierków. Proszę, leżą na jego nodze cudownie.
Jakobus patrzał w powietrze; przestępował z nogi na nogę.
— Tak, to prawda, — oświadczył pogardliwie. — Potrzebny mi jest zbytek. Muszę go więc opłacać, jak się da. A jak drogo go opłacam! Uważa pani ten pokój za pusty. Ścianę, na której wisiały moje szkice, wypełnił Perykles tą ohydą, która oznacza dla niego ideał. Moich studjów niema, niech pani wierzy. Tak, ale ich duchy pozostały, błędne fantomy, które mię nieustannie dręczą: chcą, abym im pomógł osiągnąć życie. Czyż potrafię to jeszcze?
— Trzebaby odkupić te szkice, — rzekła księżna. Malarz wzruszył ramionami, a Blà wyjaśniła:
— Żyd, który je kupił, natychmiast rozsiał je po wszystkich wędrownych handlarzach Rzymu. Za dwa soldi oddał je zapewne pan Jakobus, po franku kupią je tani miłośnicy sztuki. Takie rysunki oryginalne są niezmiernie lubiane przez cudzoziemców.
— Zresztą chcę parni zrobić inną propozycję, — rzekła księżna. — Poszukuję dobrych kopij. Niech pan kopjuje, panie Jakobusie, według swego upodobania dzieła mistrzów, które na pana działają, i niech mi pan odda całą swoją pracę za ustaloną pensję roczną.
Znowu wszyscy nadstawili ucha. Jakobus otworzył usta, ale księżna przerwała mu: