— Więc dobrze, — rzekła księżna ubawiona. Objeżdżała na koniu mur kościoła. Pavic jechał za nią.
— Skompromituje mię... A jeżeli się na to zdecyduję... dla sprawy... Rozumie pan, doktorze, oczywiście tylko ze względu na wielką sprawę.
— Wówczas powiem waszej wysokości, że on dla pani sprawy nigdy nic nie uczyni. Pani łaska nie przekupi go: Della Pergola jest nieprzekupny.
— Dziwna, to samo i ja mu powiedziałam. Zaprzeczył temu stanowczo. Wierzę niemal, że na moją cześć zrobi wyjątek.
— Niech pani w to nie wierzy, na miłość nieba...
Koń jego robił teraz dłuższe kroki. Pavic sapał. W pożerającem napięciu chwili leżał twarzą na grzbiecie swego kasztana; siwawa jego broda rozgniatała się o grzywę, od dołu toczył poczerwieniałemi, zalęknionemi oczyma ku księżnej, która go nie widziała i która igrała słowami. Pavic grał o życie.
— Niech pani w to nie wierzy! On nie może, nawet gdyby chciał. Raczej popełni najnikczemniejszą brutalność, niżby się dał przekupić. To u niego chorobliwe...
Nagle oba konie zatrzymały się i nastawiły uszy. Pavic powiedział jeszcze:
A gdyby mimo to był pani powolny, nie miałaby pani z tego najmniejszego pożytku. Przekupiony Della Pergola natychmiast traci cały talent...
Stropił się. Zazdrość, która go czyniła odważnym, zaostrzała jego czujność. Spoglądał w dusze, i sam się zdumiał.
Koło grobowca wypuszczono sforę. Początkowo była to gęsta, wijąca się masa. Ale wnet oderwały się od niej w dwóch, trzech skaczących promieniach strzępy, i najsilniejsze z psów wybiegły naprzód, białe z brunatnemi
Strona:PL H Mann Diana.djvu/250
Ta strona została przepisana.