plamami, sunąc ponad krótką, twardą trawą, wyciągnięte i wtuliwszy brzuchy, ze szczekaniem, łaknące zabawy i morderstwa. Pierwszym myśliwym był książę Maffa, zgarbiony nad szyją swego karosza. Czerwone jego barki świeciły, słońce połyskiwało w czemś złotem, w jego rogu. Przyłożył go do ust i zadął. Wszystkie konie wyruszyły naraz, wyciągnięte, drżące, pożądliwe. Koń księżnej zarżał głośno. Przechyliła się na nim silnie do tyłu; ramiona jej i cugle napięły się w dwóch długich, sztywnych linjach. Tułów wyprężył się niby giętka wić nad tylną częścią zwierzęcia. Koń był biały i zamiatał ziemię złotym ogonem.
Pavic dyszał i podskakiwał, ale pozostawał tak blisko księżnej, że szal jej powiewał mu koło uszu. Jego mimowolne chybotanie się wyglądało, jakby czczony przewódca ludu kłaniał się głęboko wprawo i lewo tłumom, które w wyobraźni jego zapełniały dale pustej Kampanji. Przy każdej grudce ziemi koń podrzucał go dogóry, potem jeździec spadał twardo zpowrotem na siodło. Był blady, ale tylko od wstrząśnień, nie z lęku. Przygotowany był zgóry na wszystkie możliwe przygody. Największem nieszczęściem, którego się lękał, nie było spaść z konia, ale przeoczyć przybycie Della Pergoli. I dlatego nie spadał.
— Widzi pani? — szepnął przenikliwie. — Wasza wysokości, czy pani widzi?
Della Pergola nadjechał naprzełaj przez pole, lekko i bez pośpiechu. Skierował konia do księżnej, ukłonił się i rzekł ze spokojnym oddechem i bez wzruszenia na cierpkiej twarzy:
— Dmiemy do ataku, wasza wysokości? Ruszamy ze zbuntowanemu mnichami w pole? Chwila jest korzystna.
— Jak nigdy. Wyjeżdżam nawet.
— Do Dalmacji! Jadę z panią! Porzucam wszystko.
— Swoje prasy? I moje artykuły?
Strona:PL H Mann Diana.djvu/251
Ta strona została przepisana.